Właściwie byłem na nie. Droga i owszem prowadzi przez znany odcinek specjalny Rajdu Du Var ale leży prawie na poziomie morza i trudną ją porównywać z alpejskimi przełęczami. Trasa nie wije się wśród skał i lodowców lecz prowadzi przez bujne korkowe lasy, wśród leciwych dębów, obrośniętych pnączami. Nie osłonięta krawędź drogi i kilkunastometrowa „lufa” miejscami podnosi poziom adrenaliny mimo, że trudno tu o chorobę wysokościową. Egzotyka jakiej nie było na ośnieżonych przełęczach.
Wokół wszystko buzuje wegetacją a odludna okolica bardziej przypomina tajemniczą Azję niż tętniące życiem Lazurowe Wybrzeże. W oddali przez leśne dukty galopują jeźdźcy na śniadych koniach. Blond-dżokejki na białych rumakach w zwiewnych trykotach (zapewne też). To chyba bardzo popularne miejsce dla miłośników jazdy konnej. Konie mechaniczne także radzą sobie świetnie w takich warunkach. Pokonywanie rozlicznych ostrych zakrętów w gęstej, brązowej mgle pośród parujących wzgórz dostarcza emocji nie mniejszych niż jazda alpejskimi serpntynami. Jest to trasa tak inna od przejechanych wcześniej, że śmiało można ją polecić.