Rodos słynie z kolosa, którego nie ma i idealnego wiatru dla surferów, który bywa. Będąc kilkadziesiąt godzin na wyspie można zobaczyć więcej niż przez dwa tygodnie all inclusive w resortowym hotelu. Odbieramy wypożyczoną Pandę i ruszamy niespiesznie w trasę przejechać nasz weekend na Rodos.
Plan był taki aby połączyć relaks z podróżą po wyspie. Opracowałem trasy na dwa dni naszego pobytu. Poprowadziłem je oczywiście ciekawymi drogami przez atrakcje w pobliżu.
Nasze weekendowe trasy po wyspie
Stegna – nasza baza na 3 noce
Rodos kusi przybywających tu w sezonie turystów ogromną ilością hoteli, położonych w rozlicznych kurortach. Dlatego właśnie przylecieliśmy na tę wyspę w czerwcu i zamieszkaliśmy w… sklepie.
Z tym noclegiem “w sklepie” to spore nadużycie bo apartament w Stegnie, który zarezerwowaliśmy był bardzo wygodny i gustownie urządzony. Jednak z zewnątrz kojarzył się ze straganem. Miejsce ma jeszcze dodatkowe zalety. Naprzeciwko, po lewej jest duży parking, gdzie bez obaw można porzucić samochód, a po prawej zejście na plażę. Żeby dojść w oba miejsca wystarczy przejść przez ulicę.
Miasteczko zasadniczo jest puste a ruch niewielki. Być może jest to spowodowane pandemicznymi obostrzeniami i podróżą przed sezonem. Wzdłuż plaży jest kilka tawern, sklepy i stragany z bibelotami. Na zachodnim krańcu długiej plaży – 2 duże hotele.
Na pierwszą grecką sałatkę nasza gospodyni poleciła tawernę Gialos. Ciut drogo ale pysznie. Jako, że restauracja (jak wszystko) znajduje się przy plaży więc dania można zamawiać z leżaka.
Siedem źródeł, ciemny tunel i pawie
W dolinie (jak sama nazwa wskazuje) bije siedem źródeł słodkiej wody. Na początku XX wieku opracowano tutaj ciekawy system nawadniania okolicznych plantacji. Aby doprowadzić do nich wodę przez 11 lat przekopywano się przez górę drążąc w niej wąski tunel. Atrakcją jest przejście tunelem prawie w całkowitych ciemnościach brodzą w wodzie po kostki. Jest na tyle wąski że nie ryzykujemy upadku ale osoby z klaustrofobią mogą poczuć “lekki” dyskomfort.
Po przejściu na drugą stronę kierujemy się w lewo i za kilkadziesiąt metrów dochodzimy do sztucznego zbiornika z wodospadem. Pionowa ściana porośnięta roślinnością to idealne tło do zdjęć więc chcąc mieć selfie trzeba poczekać na swoją kolej.
Wracamy ścieżką przez las do restauracji przy parkingu. Warto tu usiąść choć na krótką chwilę bo oswojone pawie przechadzają się między stolikami bez strachu. Są na tyle odważne, że grecką sałatkę można serwować im z ręki.
Dolina Motyli
Brzmi fantastycznie a na zdjęciach wygląda także bajkowo. Jednak aby trafić na rój motyli trzeba przyjechać tutaj w maju. Za wejście do Doliny Motyli trzeba zapłacić 5 EUR w sezonie i 3 EUR poza. Zasadniczo to nie motyle tylko ćmy z rodzaju niedźwiedziówek (Panaxia Quadripunctaria), które zwabione aromatem kwiatów drzewa (Ambrowiec wschodni) zlatują tu milionami. Podczas naszej wizyty widzieliśmy te owady ale raczej pojedyncze i w małych grupkach a nie w ogromnych ilościach.
Bez względu na motyle warto odwiedzić to miejsce z uwagi na bujną przyrodę. To naprawdę wyjątkowe miejsce bo przyzwyczajenie do spalonego słońcem buszu i zarośli maki to mamy prawdziwy wilgotny las. Głównym drzewem jest tu wspomniany ambrowiec a las tego typu istnieje tylko tutaj. Ścieżka przez las nie jest wymagająca a gęste drzewa dają przyjemny cień nawet w letnie południe. Od wejście prowadzi w górę do kościoła Kalopetra ale warto także zejść poniżej kas, wzdłuż małej zapory i strumienia. Wokół słychać tylko dźwięk cykad i szum wody. Urzekło mnie to miejsce.
Zjedźmy i zjedzmy
Kuchnia grecka jest jednym z powodów polowania na tanie przeloty. Prosta sałatka smakuje tam zawsze wybornie a owoce i warzywa mają niezwykle intensywny smak i aromat. Wracając przypadkowo (jak zawsze) trafiliśmy do tawerny w Psinthos, prowadzonej przez rodzinę. Tradycyjnie urządzone miejsce i niezwykle gościnni ludzie. Zamówiliśmy klasykę: dolmadakię i suflaki, które były wyborne. Dodatkowo “na spróbowanie” na stole wylądował szpinak w cieście filo, 2 rodzaje słodkości a’la baklava i rakija.
Słońce i woda – plaża Stegna i Tsambika
Wiedząc, że tylko 3 wschody słońca spędzimy na wyspie, nie chciałem przegapić żadnego. W czerwcu wschód słońca w Grecji jest kilka godzin później niż w Polsce a dystans do pokonania od łóżka do plaży to kilka metrów, więc nie było wymówek. Słońce wyłaniało się z morza naprzeciw naszych okien przebijając przez płócienne parasole i rattanowe krzesła restauracji po drugiej stronie ulicy. Doznanie transcendentne i wysycanie organizmu wszechogarniającym spokojem. Po serii zdjęć jedyne o czym marzyłem to… wrócić do łóżka na godzinkę.
Ujednolicone przepisy unijne dotyczące latania dronem pozwalają na wykonywanie lotów w wielu lokalizacjach na wyspie. Daje to możliwość spojrzenia na różne miejsca z innej perspektywy. W strefach zamkniętych wystarczy wejść na pobliskie wzgórze.
Lindos – miasteczko jak z bajki
Widok na miasteczko od strony głównej drogi nr 95 zapiera dech. Dobrze, że władze zadbały o wygodne, szerokie zatoczki przy drodze bo turyści zapewne stawialiby na środku drogi by podziwiać widoki. Zasadniczo to jedyne miejsce, z którego można popatrzeć na miasto przez szybę samochodu bo w Lindos ruch kołowy jest zabroniony. Przy zjeździe do miasta jest wielki parking, na którym nawet w sezonie nie powinno być problemów ze znalezieniem miejsca. Jedynym środkiem transportu na akropol dla zmęczonego turysty jest Lindos Taxi czyli przejażdżka na grzbiecie muła lub osła ale stanowczo odradzam taką formę zwiedzania.
Po kilku minutach marszu w dół zatrzymujemy się w tawernie Dimitris garden na grecką kawę z widokiem. Urzekające śnieżnobiałe zabudowania położone u podnóża góry, na szczycie której góruje zamek z akropolem. Całość skąpana jest w słońcu i turkusowych wodach Morza Egejskiego. Widok z każdego miejsca jest wspaniały i nawet turyści nie przeszkadzają rozchodząc się po wąskich uliczkach.
Harmonia formy, koloru i czasu
Akropol to wiele zabudowań z różnych epok. Najstarsze elementy świątyni pochodzą z IX w p.n.e, a mury twierdzy Joannitów z XIV w n.e. To nie przypadek, że akropol w Lindos wpisano w 1999 roku na listę światowego dziedzictwa. Większą część zabudowy miasta stanowią białe domy kapitańskie, podobne do siebie z dużymi drzwiami wejściowymi i skromną dekoracją. Pomiędzy nimi wiją się wybrukowane wąskie uliczki pełne straganów i małych tawern. Nawet towary na kramach są tutaj bardziej gustowne. Nikomu nie przyjdzie do głowy aby zaburzyć tę harmonię (tu obowiązkowa szpila do naszej rodzimej zabudowy).
Najpiękniejszym miejscem do podziwiania przyrody jest zatoka Św. Pawła. Otoczona skałami malutka zatoczka z wąskim przesmykiem na otwarte morze. Tu mieliśmy zarezerwować nocleg. W Lindos nie ma hoteli tylko małe apartamenty. Mieszka się tak jak mieszkają Grecy tutaj żyjący. Trzeba to będzie sprawdzić następnym razem bo jeszcze kawałek wyspy pozostał do objechania. Może wpadniemy tu na dłużej a może znowu na 3 dni.